
„Od 2026 roku Rosja wejdzie w niekontrolowany proces niszczenia gospodarki”. Analiza i prognoza ekonomisty Igora Lipsica*
Minęło pierwsze półrocze 2025 roku. Przedsiębiorcy, urzędnicy i ekonomiści coraz częściej mówią o recesji w rosyjskiej gospodarce. Jak bardzo będzie ona szkodliwa? Co stanie się z płacami, kursami walut, poszczególnymi branżami, wydatkami na wojsko i budżetem? O tym wszystkim opowiedział w wywiadzie dla Republic ekonomista, doktor nauk ekonomicznych Igor Lipsic (*uznany przez rosyjskie Ministerstwo Sprawiedliwości za „obcego agenta”).
*Igor Lipsic (ur. 18 marca 1950 roku w Moskwie) to rosyjski naukowiec i ekonomista, który specjalizuje się w marketingu, cenotwórstwie oraz analizie realnych inwestycji. Jest doktorem nauk ekonomicznych i profesorem w Wyższej Szkole Ekonomii (НИУ ВШЭ), gdzie pracował od momentu jej założenia w 1993 roku do 2023 roku. Lipisic jest znany jako jeden z twórców rosyjskiego systemu edukacji ekonomicznej dla uczniów. W latach 2003-2014 pełnił funkcję kierownika Departamentu Marketingu na WSE. Jego prace obejmują szereg podręczników, w tym pierwszy w Rosji podręcznik do ekonomii dla młodzieży
Lipisic był również aktywnym krytykiem działań wojennych na Ukrainie. Uważał, że jej rozpoczęcie skazuje Rosję na pozycję państwa upadłego. Na kilka lat przed wojną na Ukrainie przewidział “niepokojący kurs Rosji” więc w 2021 r. wyemigrował w miejsce, gdzie jak twierdzi, będzie mógł spokojnie żyć na emeryturze, na Litwę. Swoje wykłady prowadził od tego czasu zdalnie.
W marcu 2024 roku został uznany przez Ministerstwo Sprawiedliwości Federacji Rosyjskiej za „agenta”. Jego prace naukowe i publikacje zostały ocenzurowane, a nawet pomimo cenzury część z jego podręczników zostały usunięte z federalnego rejestru podręczników szkolnych.
— Niedawno dyrektor generalny Analitycznego Centrum WCIOM Walerij Fiodorow stwierdził, że gospodarka wysokich płac to dla Rosji nieunikniona droga. Jednocześnie pojawiło się badanie, według którego co szósta rosyjska firma dopuszcza możliwość obniżenia pensji pracownikom w perspektywie najbliższych 12 miesięcy. Co Pan o tym sądzi?
— Ideę „gospodarki wysokich płac” ogłosił Putin. I natychmiast podchwycił ją WCIOM, jako lojalna organizacja. Ale na problem trzeba spojrzeć kompleksowo. Fiodorow widzi deficyt siły roboczej i wysnuwa logiczne założenie: jeśli pracodawca chce utrzymać swoich pracowników, musi podnosić im wynagrodzenia. Prawda jest jednak taka, że „gospodarka wysokich płac” to sytuacja, która już na pewien czas zaistniała w rosyjskiej gospodarce po rozpoczęciu wojny. O ile przed wojną stopa bezrobocia w kraju wynosiła 4,4%, to już do sierpnia 2023 roku wskaźnik ten spadł poniżej 3% i zaczął kształtować się deficyt rąk do pracy. Wtedy rosyjskie firmy już od października 2022 roku zaczęły podnosić pensje, aby utrzymać lub przyciągnąć pracowników. Do grudnia 2024 roku proces ten był stabilny i dawał zauważalne rezultaty: płaca nominalna rosła szybciej niż inflacja, czyli rosło również realne wynagrodzenie.
Jednak z początkiem 2025 roku sytuacja się odwróciła i do marca 2025 roku, nawet według danych Rosstatu, wzrost realnych płac zatrzymał się. Oznacza to, że indeksacja płac nominalnych ledwo nadążała za wzrostem kosztów życia spowodowanym inflacją.
To z kolei oznacza, że zaczyna się inny okres, w którym, wbrew optymistycznym obietnicom prezydenta Putina, pensje nie będą już podnoszone. Albo w najlepszym wypadku będą podnoszone nieznacznie, czyli wolniej od inflacji. A w najgorszym – ludzie będą zwalniani lub przenoszeni na częściowo bezpłatną pracę. Informacje o takich sytuacjach już do mnie docierają.

Gospodarka to twardy system. Aby firma mogła podnieść pensje swoim pracownikom, musi mieć na to środki, a nie obietnice prezydenta. A takie środki przynosi wzrost wydajności pracy, który wyprzedza wzrost wynagrodzeń, co z kolei osiąga się zazwyczaj tylko dzięki bardzo dużym inwestycjom w modernizację procesów technologicznych. Wtedy można podnosić pracownikowi pensję, nie zmniejszając własnych zysków. Jeśli natomiast firma podnosi pensje, a sprzęt i technologie pozostają te same, a co za tym idzie, wydajność pracowników jest taka sama jak wcześniej, to wzrost pensji jest możliwy tylko kosztem zmniejszenia zysków właścicieli.
I przez pewien czas rosyjski biznes właśnie tak robił – poświęcał część dochodów właścicieli, aby utrzymać pracowników i zachować samą możliwość prowadzenia działalności. Ale teraz nie ma się czym dzielić – sytuacja z zyskami stała się dość zła. Po czterech miesiącach 2025 roku zysk firm w Rosji wyniósł 9,8 biliona rubli i okazał się o 1,4% niższy niż w okresie styczeń-kwiecień 2024 roku (i to bez uwzględnienia inflacji!).
W ciągu roku odsetek firm działających na plusie spadł z 70,1% do 68,6%. Ich zyski wzrosły zaledwie o 9,6%, podczas gdy straty nierentownych firm rosły szybciej – o 50,5%. Niektóre branże stały się już całkowicie nierentowne: oprócz pogrążonej w kryzysie branży węglowej (129 mld rubli straty), są to niektóre segmenty transportu (przewozy pasażerskie), poczta oraz badania naukowe.
Zyski firm wydobywczych spadły prawie o połowę (o 47,7%), w tym firm naftowo-gazowych (-54,4%). Ponad dwukrotnie (o 53%) zmniejszył się również zysk rafinerii – do 565 mld rubli. Zyski producentów żywności spadły o 21,7%, producentów samochodów – o 38%, a ich sprzedawców – o 30%, kolejowych przewozów towarowych – o 45%. Jakiego wzrostu płac można oczekiwać we wszystkich tych branżach?
Co więcej, na ten sam zysk, z którego można by znaleźć środki na podwyżki, rosnące roszczenia zgłosiło państwo. Przypominam, że od 1 stycznia tego roku w Rosji podatek od zysków został podniesiony o 5 punktów procentowych. Okazuje się, że państwo stało się bezpośrednim konkurentem pracowników w walce o zyski firm. Kiedy więc państwo zabiera biznesowi coraz więcej zysków, kiedy rosną koszty, nawet te niezwiązane z siłą roboczą, a po prostu z powodu drożejącej energii, taryf na przewozy itd., pojawia się pytanie: jak biznes może podnosić pensje? Odpowiedź brzmi – nie może.
Wręcz przeciwnie, rosyjski biznes powrócił do swojej zwykłej strategii niedopłacania pracownikom. Skalę tego niedopłacania można ocenić po zmianie udziału wynagrodzeń w strukturze PKB. Szczyt wzrostu tego udziału przypadł na 2009 rok – wtedy osiągnął 52,6%. A w 2024 roku udział ten ponownie spadł – do 43,9%. To powrót do poziomu z 2011 roku.
Dlatego okres nie tyle „wysokich”, co przynajmniej szybko rosnących pensji dla Rosjan jest już za nimi, a nie przed nimi. Rosja wchodzi w okres, w którym płace nominalne nie nadążają za wzrostem cen, w okres spadku realnych wynagrodzeń. I nic nie da się z tym zrobić. Myślę, że nawet w kompleksie wojskowym już tego nie będzie. Jak wiemy, prezydent ogłosił ideę redukcji wydatków na cele wojskowe. Dlatego nie należy oczekiwać wzrostu płac w sektorze zbrojeniowym. A w sektorze cywilnym, który cały znajduje się w wielkich tarapatach i stagnacji, tym bardziej nie ma co liczyć na wzrost wynagrodzeń.
Spójrzcie, w całym kraju zaczynają się zatrzymywać i zamykać przedsiębiorstwa. Zadajcie pytanie o podwyżkę pensji dyrektorowi Rostsielmaszu, który wysłał prawie cały personel na bezpłatny urlop z niejasną perspektywą, czy wrócą do pracy, czy nie. Zadajcie to pytanie szefowi Czelabińskiego Kombinatu Elektrometalurgicznego, którego pracowników przeniesiono na niepełny tydzień pracy z powodu problemów finansowych, bo brakuje płatności od kupujących. A takie zatory płatnicze powodują z kolei opóźnienia w wypłacie wynagrodzeń.

Więc o jakim wzroście płac mowa? To wszystko marzenia, które nie mają realnych podstaw. Według ankiety Banku Centralnego, jeśli w 2024 roku 93% rosyjskich przedsiębiorstw indeksowało pensje pracowników, to w 2025 roku już tylko 75% organizacji planuje podnosić wynagrodzenia swoim pracownikom. Dlatego realne płace, czyli wynagrodzenie skorygowane o inflację, zaczęły rosnąć dwukrotnie wolniej niż wcześniej. W pierwszych miesiącach 2025 roku wzrosły one o 5,2% (wobec 10% rok wcześniej), wynika z raportu Izby Obrachunkowej. W obliczu wysokiej stopy kluczowej, spadku popytu i podwyżek podatków, biznesowi po prostu skończyły się zasoby, aby przyciągać pracowników wysokimi pensjami.
Ale prezydent Putin musi narysować Rosjanom jakiś piękny obraz przyszłości. I obiecuje im „gospodarkę wysokich płac”. Nie ma w tym nic nowego. Pamiętam, jak w 1961 roku Chruszczow obiecał, że za 20 lat wszyscy obywatele ZSRR będą już żyć w komunizmie. To standardowy model bezczelnego kłamstwa na poziomie państwa.
— Uzupełnię Pana obraz. Jak donoszą media, powołując się na Rosstat, łączne zadłużenie pracodawców z tytułu wynagrodzeń na koniec maja wyniosło 1,66 mld rubli. Rok do roku wskaźnik ten wzrósł 3,4-krotnie – o 1,17 mld rubli. W porównaniu z poprzednim miesiącem kwota wzrosła o 180,4 mln rubli, czyli o 12,2%. Wielkość długu wzrosła wielokrotnie od początku roku – na 1 stycznia 2025 r. jego kwota wynosiła 507,9 mln rubli. Tak, to potwierdza trend, który Pan opisuje. Ale na razie zadłużenie nie wydaje się aż tak duże.
— Właśnie o tym mówię: gospodarka zatorów płatniczych nie daje szans „gospodarce wysokich płac”. I owszem, sama kwota 1,17 mld rubli to drobnostka dla tak ogromnej gospodarki jak rosyjska. Ale zwrócę Pana uwagę na inne dane. Niedawno przedstawił je German Gref, prezes Sbierbanku, na Kongresie Finansowym Banku Rosji w Petersburgu. Według jego danych, w 2025 roku pensje wzrosły u 55% Rosjan, u 11% pozostały bez zmian, a u 34% spadły, przy czym u 7% pracujących spadły ponad dwukrotnie. W rezultacie jedna czwarta klientów Sbierbanku nie jest w stanie spłacić wcześniej zaciągniętego kredytu z powodu opóźnień w wypłacie pensji.
Mamy do czynienia z pogarszaniem się sytuacji finansowej firm, narasta fala zatorów płatniczych. Chodzi o zaległości w płatnościach za towary, roboty czy usługi. Jak donosi RBK, często dotyczy to państwowych korporacji i dużych firm surowcowych. W obliczu wysokich stóp procentowych lokują one pieniądze na depozytach i przez kilka miesięcy nie rozliczają się z kontrahentami. Rosyjski Związek Przemysłowców i Przedsiębiorców już poprosił władze o zwrócenie na to uwagi i podjęcie działań, aby uniknąć kryzysu w gospodarce.
I na kim firmy będą oszczędzać w tej sytuacji? Jak już powiedziałem – na pracownikach. Chociaż, oczywiście, w tę sytuację może interweniować prokuratura. Ale co ona może zrobić? Już pojawiła się informacja, że prokuratura obwodu rostowskiego rozpoczęła kontrolę przestrzegania praw pracowników zakładu Rostsielmasz w związku z przymusowymi urlopami. Czyli prokuratorzy sprawdzają, czy przeniesienie urlopu nie narusza praw samych pracowników. Ale nawet prokuratura nie może rozwiązać głównego problemu Rostsielmaszu: w porównaniu do okresu styczeń-kwiecień 2021 roku, w 2025 roku dostawy wyprodukowanego przez ten zakład sprzętu spadły o 76% w przypadku kombajnów zbożowych i o prawie 50% w przypadku kombajnów paszowych i traktorów. A w obwodzie rostowskim taka sytuacja nie jest odosobniona: już w 2024 roku odnotowano tam wzrost liczby bankructw firm. Według portalu Fedresurs, w ubiegłym roku w regionie Donu opublikowano około 150 komunikatów o wszczęciu postępowania upadłościowego wobec osób prawnych i gospodarstw rolnych, co jest znacznie wyższą liczbą niż w 2023 roku. Wątpliwe, by taka sytuacja dotyczyła tylko obwodu rostowskiego…
Proszę sobie wyobrazić sytuację. Jest zakład, który realizuje jakieś dostawy w ramach zamówień obronnych. Zrealizował Pan te dostawy. A zamawiający z sektora obronnego nie zapłacił. I to jest poważny temat, o którym już całkiem otwarcie mówią liczne zakłady. Są przypadki, gdy obiecuje się zapłatę w ciągu dwóch lat od momentu wysyłki. Piszą do mnie o tym ludzie. I oto przychodzi prokuratura i pyta: „Dlaczego nie wypłacasz pensji?”. I co odpowiedzieć? Ministerstwo Finansów nie zapłaciło w całości mojemu klientowi, klient – mnie, a ja nie mogę wypłacić pensji swoim pracownikom. Co mogę zrobić? Zwróćcie się do Ministerstwa Finansów, jak tylko ono zapłaci pieniądze mojemu klientowi, on – mnie, ja jestem gotów natychmiast uregulować zaległości płacowe.
Doszło do tego, że mocno wzrosły nawet długi biznesu z tytułu składek ubezpieczeniowych – w ciągu roku podwoiły się, co oznacza, że firmy mają problemy z kapitałem obrotowym. W rezultacie zaległości z tego tytułu za pierwszy kwartał wyniosły 352 mld rubli. Problemy odnotowuje się w różnych sferach – od branży węglowej po turystykę. Z powodu wysokiej stopy kluczowej szczególnie ciężko jest małemu i średniemu biznesowi.
Tak więc narasta fala problemów na niższym szczeblu gospodarki. Mówienie o gospodarce wysokich płac to śmieszny temat. A tak na marginesie, jeśli podnosić pensje bez inwestycji w modernizację produkcji, to prowadzi to do wzrostu kosztów produkcji i cen towarów. Tymczasem, jak zauważył Gref na Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w Petersburgu: „Jeśli porównać wydajność rosyjskiej gospodarki z gospodarkami krajów rozwiniętych, to w różnych branżach jesteśmy w tyle od 40% do czterech razy”. I dalej opowiedział, że: „Biznes praktycznie przestał uruchamiać nowe projekty. Sbierbank szacuje swój udział w finansowaniu projektów inwestycyjnych na 60-65%. Ale przedsiębiorstwa zatrzymały cykl inwestycyjny. My, największy bank finansujący projekty inwestycyjne w kraju, po raz pierwszy od dłuższego czasu od początku tego roku nie sfinansowaliśmy ani jednego nowego projektu inwestycyjnego. Dofinansowujemy tylko stare projekty. Wniosków o nowe finansowanie praktycznie nie ma”.
A jeśli ceny towarów rosyjskich firm będą rosły, to komu będzie można je sprzedawać, skoro do kraju ogromnym strumieniem płyną tańsze chińskie towary? Prościej jest zamknąć przedsiębiorstwo i zwolnić pracowników, a resztę kapitału ulokować na depozycie w banku.
— O deficycie kadr w Rosji można dziś usłyszeć, jak to się mówi, z każdego kąta. Co więcej, według słów prezydenta Rosyjskiego Związku Przemysłowców i Przedsiębiorców (RSPP) Aleksandra Szochina, ten problem może wywołać recesję. Ale skąd wziąć od zaraz niezbędną liczbę pracowników dla rosyjskiej gospodarki? A zwłaszcza wykwalifikowanych kadr. Z Azji Środkowej masowo się ich nie sprowadzi.
— Słusznie dzieli Pan ten problem na dwa: deficyt ogólny i deficyt pracowników wykwalifikowanych. Pierwszy problem prawdopodobnie da się rozwiązać. Co prawda, tylko za pomocą migrantów. I widzimy, że obecnie do Rosji rozpoczął się masowy napływ Północnych Koreańczyków. Ten proces ruszył. A rosyjski biznes bardzo cieszy się z Północnych Koreańczyków, tak jak kiedyś cieszył się z pracowników z Azji Środkowej: dobrzy, posłuszni, pracują po 12 godzin na dobę, sześć dni w tygodniu – a wszystko to za małą pensję. Ale to tania i niewykwalifikowana siła robocza, która nadaje się do prostych prac, na przykład w budownictwie mieszkaniowym.
Natomiast wykwalifikowanej siły roboczej nie ma skąd wziąć. Według nowego badania Stowarzyszenia Menedżerów, 80% rosyjskich menedżerów uważa niedobór wykwalifikowanych specjalistów za główne wyzwanie dla sfery zarządzania personelem w 2025 roku. I nie ma skąd wziąć takich pracowników. Dlatego prawdopodobieństwo poprawy sytuacji w sferze zatrudnienia i zmniejszenia deficytu kadr 52% ankietowanych przez Stowarzyszenie menedżerów w 2025 roku uważa za skrajnie niskie (34%) lub niskie (18%). Nie bez powodu rosyjskie firmy teraz pilnie próbują przywrócić do pracy emerytów: w ciągu roku liczba ofert dla nich wzrosła prawie 3-krotnie.
Gdy przeprowadzano stalinowską industrializację, wykwalifikowane kadry sprowadzano z krajów Zachodu. Wtedy na świecie panował Wielki Kryzys i dlatego jechali do Związku Radzieckiego – tam trwały wielkie budowy, było dużo pracy, potrzebni byli inżynierowie i operatorzy obrabiarek, płacono dobrze. Dziś jest to niemożliwe. Nikt już nie pojedzie do Rosji.
Problem polega też na tym, że w Rosji system edukacji jest dość mocno zrujnowany – on tylko degraduje, a przy deficycie środków w budżecie państwa radykalna poprawa jest tu mało prawdopodobna. Dlatego problem deficytu wykwalifikowanych kadr będzie tylko narastał. A stąd wyniknie dokładnie to, co prognozował Bank Centralny jeszcze w 2022 roku.
Wtedy eksperci Banku Centralnego napisali, że głównym kierunkiem rosyjskiej gospodarki jest „odwrotna industrializacja”. Czyli jest to przejście od produkcji bardziej nowoczesnych wyrobów do produkcji wyrobów bardziej zacofanych, przejście od stosowania nowoczesnych technologii do przestarzałych metod wytwarzania przestarzałej produkcji, skopiowanej z zagranicznych wzorców. Oto właśnie droga Rosji w przyszłość.
— Jeśli recesja jest nieunikniona, które branże powinny przygotować się w pierwszej kolejności?
— Lista jest niemała. To przemysł węglowy, hutnictwo żelaza, kompleks leśny, transport samochodowy, w kolejce czeka rolnictwo. To wszystko branże wchodzące w recesję. I teraz jest jasne, że w recesję będzie wchodził także kompleks budowlany.

Mieli oni bardzo duże nadzieje na rozszerzenie preferencyjnej hipoteki rodzinnej. Te nadzieje się nie sprawdziły. Chociaż zachęcił ich sam Putin. W maju 2025 roku polecił rządowi przedstawienie wariantów preferencyjnej hipoteki dla rodzin z dziećmi do 14 roku życia włącznie. Według obowiązujących zasad program „Hipoteka Rodzinna” ze stawką do 6% rocznie był dostępny dla rodzin z dziećmi do szóstego roku życia lub wychowujących niepełnosprawne dziecko.
Ale Ministerstwo Finansów odmówiło zarówno prezydentowi Rosji, jak i lobby budowlanemu. Dlatego główny lobbysta tej branży, wicepremier Marat Chusnullin, był zmuszony już pod koniec czerwca oświadczyć, że rozszerzenie preferencyjnej hipoteki na rodziny z dziećmi do 14 roku życia zostaje odłożone. „Na razie Ministerstwo Finansów nas w tej kwestii nie popiera, i słusznie nie popiera, ponieważ budżet jest już ukształtowany, jest napięty. I dodatkowe kompensowanie tych pieniędzy dzisiaj to duże koszty”.
Dlatego żadnego dodatkowego wsparcia dla kompleksu budowlanego nie będzie. A co za tym idzie, kompleks budowlany, jedną z największych branż w kraju, również czeka recesja. W 2025 roku wolumen nowych projektów budownictwa mieszkaniowego znacznie się zmniejszy, prognozują analitycy „Dom.RF”. Spadek ten może wynieść 27-38%, z 48 do 30-35 milionów metrów kwadratowych. To recesja w czystej postaci.
— Jednocześnie przedstawiciele Banku Centralnego nie widzą żadnej recesji, a jedynie płynne spowolnienie tempa wzrostu. Jaka jest Pana opinia na temat takiej oceny?
— Obecnie w systemie zarządzania rosyjską gospodarką pojawiła się pewna polaryzacja stanowisk między resortami. Polega ona na tym, że Bank Centralny uważa, że jego zadaniem jest walka z inflacją, a wspieranie wzrostu gospodarczego nie należy do jego obowiązków. I formalnie tak jest: zgodnie z prawem Bank Centralny odpowiada za stabilność systemu monetarnego i bankowego Rosji. Nie ma on prawnie żadnych zadań związanych z utrzymaniem wzrostu gospodarczego czy zatrudnienia.
Jednak te zadania leżą w gestii rządu Rosji. A rząd nie jest już w stanie zapewnić wzrostu gospodarczego. Ale nie może przecież powiedzieć, że z powodu wojny nieuniknione są recesja i inflacja! Dlatego za wszystkie nieszczęścia gospodarki obwinia Bank Centralny: rzekomo to właśnie Bank Centralny swoim podniesieniem stopy kluczowej stworzył krytyczną sytuację dla gospodarki.
W rzeczywistości kraj jest na skraju recesji. Zazwyczaj recesję stwierdza się, gdy przez dwa kwartały z rzędu następuje spadek PKB. Na razie w Rosji był jeden taki kwartał, drugi właśnie się zakończył. I jeszcze nie znamy jego wyników. A dopóki tych informacji nie ma, musimy, wzorem ministra Reszetnikowa, mówić, że gospodarka Rosji znajduje się „na skraju recesji”. Ale w każdym razie statystyki już pokazują, że w gospodarce miesiąc po miesiącu, tydzień po tygodniu następuje spadek. I spadają nie tylko branże, które już omówiliśmy. Spada ogólnie przemysł wydobywczy. Spójrzcie, jak spadły wolumeny przewozów koleją. O 9,3%! A to przecież najważniejszy wskaźnik wyprzedzający sytuacji w gospodarce. Gdy przewozy rosną, gospodarka jest na fali, co oznacza, że jest co i gdzie wozić. Jeśli natomiast wolumeny przewozów spadają, jak to obecnie obserwujemy, oznacza to, że jest mniej tego, co, dokąd i po co warto wozić – nadciąga spadek aktywności gospodarczej.
Tak więc najprawdopodobniej Rosja w tym roku wejdzie w recesję. Czy zdoła z niej wyjść dzięki obniżeniu stopy procentowej – jest to już wątpliwe. Praktycznie Rosja jest w stagflacji – sytuacji zatrzymania wzrostu lub spadku wolumenu PKB przy wysokiej inflacji. Zazwyczaj, aby wyjść ze stagnacji PKB, trzeba „wlać” więcej pieniędzy do gospodarki. Aby pieniądze stały się tańsze, aby chętniej je inwestowano i dzięki temu nastąpił wzrost produkcji.
Przeciwnie, gdy w kraju jest już wysoka inflacja, a dodatkowe pieniądze napędzają jej wzrost, konieczne jest, jak to robił Bank Centralny przez ostatnie trzy lata, zwalczanie wzrostu masy pieniężnej, a nawet próba jej zmniejszenia. Czyli ograniczanie podaży pieniądza. Ale wtedy biznes siada na głodowej diecie pieniężnej i pojawia się stagnacja PKB, a nawet jego spadek. Taka jest logika gospodarki.
— Ale spójrzmy na sytuację oczami zwykłego człowieka. Jak pokazują dane z sondaży, Rosjanie odczuwają bezprecedensową poprawę poziomu życia w ciągu ostatnich 15-17 lat. Co więcej, oczekują, że w tym roku będą żyć jeszcze lepiej. Przecież nie wszyscy mogą masowo tkwić w iluzjach. Jak wytłumaczyć ten fenomen?
— Po pierwsze, przypomnijmy dane przytoczone przez Germana Grefa: u 55% Rosjan pensje wzrosły, u 11% pozostały bez zmian, a u 34% spadły. Nie ma jednolitego obrazu wzrostu dobrobytu wszystkich Rosjan. Ktoś w warunkach wojny zyskał, ale niemało ludzi straciło. I proporcje te będą się teraz zmieniać na korzyść wzrostu liczby „przegranych”. Ale i „szczęściarze” niepotrzebnie się cieszą: wzrost ich zarobków nastąpił w kraju, który czekają trudne czasy.
Ustalmy prosty fakt: do lutego 2022 roku państwo w Rosji starało się zarządzać swoimi finansami dość rozsądnie. Coś wydawano, a coś gromadzono na „czarną godzinę” – w Funduszu Dobrobytu Narodowego i rezerwach walutowych. Ale w lutym 2022 roku „czarna godzina” w Rosji nadeszła. I już nie odejdzie. W rezultacie rząd Rosji praktycznie przestał rezerwować pieniądze. Wszystkie pieniądze, które pochodzą z eksportu i wpływają do budżetu z innych źródeł, są wydawane tylko na bieżącą, głównie wojskową, konsumpcję. W wyniku militaryzacji gospodarki ogromne środki najpierw trafiły do przemysłu wojskowego, a następnie przez przemysł wojskowy przeszły do innych branż.
W praktyce okazało się, że ukształtowały się dwie grupy beneficjentów wojny. Pierwsza – to ci, którzy są bezpośrednio związani z wojną i czerpią z niej pieniądze. To, według moich obliczeń, około 20% ludności. Druga – to ci, którzy otrzymali pieniądze od pierwszych. Czyli, powiedzmy, ktoś pracuje w fabryce wojskowej. Dostał dobrą pensję za wzrost produkcji broni i wziął hipotekę. W związku z tym wzrósł wolumen hipotek udzielonych przez bank, a pracownicy banku otrzymali premie za przekroczenie planu kredytów hipotecznych. Okazuje się, że pracownik banku odniósł korzyść z wojny w postaci premii – jest on wtórnym beneficjentem wojny. Sądząc po wszystkim, ta fala rozlała się dość szeroko. I dlatego 50-55% Rosjan twierdzi, że ich poziom dochodów nieco wzrósł.
Zwróćcie uwagę, że i sondaż Ogólnorosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej (WCIOM) dał podobne wyniki. Według badania 56% Rosjan jest zadowolonych lub raczej zadowolonych z poziomu swojej pensji i premii. Tak, rosną też ceny wszystkiego, ale zarobki przecież wzrosły, jak dobrze! Dawno trzeba było zacząć wojnę!
Mówmy więc tak. Wojna poprawiła życie bardzo znacznej części ludności Rosji. Ale jest sześć czynników nieszczęścia:
- Utracono mniej więcej połowę rezerw walutowych Rosji i prawie roztrwoniono Fundusz Dobrobytu Narodowego.
- Do kraju przestał napływać zagraniczny kapitał inwestycyjny i teraz trzeba przetrwać tylko dzięki własnym środkom.
- Już mocno spadły i będą dalej spadać dochody z ropy i gazu – główne źródło pieniędzy państwa i całego dobrobytu Rosjan.
- Sankcje przeciwko Rosji zostały nałożone na długo i będą nieuchronnie niszczyć gospodarkę kraju.
- Kompleks wojskowo-przemysłowy rozrósł się nadmiernie i przywrócenie go do rozmiarów czasu pokoju będzie bardzo trudne i, niestety dla Rosjan, bardzo kosztowne.
- Jeśli Rosja utrzyma terytoria Ukrainy anektowane w wyniku wojny, trzeba będzie wydawać ogromne sumy na ich odbudowę (skąd wziąć te środki, jest zupełnie niejasne).
Innymi słowy, jeśli wojna się skończy, to w kraju nie będzie żyło się lepiej, a gorzej – nastąpi ostry kryzys. I wtedy duża część ludności Rosji będzie z każdym rokiem nie bogacić się, a biednieć. Realny obraz już w tym roku będzie stawał się właśnie taki. Bo, jak już wykazałem, szczególnych podwyżek pensji najprawdopodobniej nie będzie. A ceny będą dalej rosły, i to z przyspieszeniem. Zwróćcie uwagę, że od 1 lipca w całej Rosji weszły w życie podwyższone taryfy na usługi komunalne. I za miesiąc ludzie nagle zrozumieją, że życie bardzo podrożało. Teraz za mieszkanie trzeba płacić znacznie więcej. W różnych regionach taryfy wzrosły od 20% do 40%. A dalej można już obliczyć konsekwencje. Spójrzcie, udział wydatków konsumpcyjnych przeciętnej rodziny regionalnej przeznaczony na opłaty za media i paliwo w 2023 roku wahał się od 6,3% do 14%. Oznacza to, że podwyżka taryf od 1 lipca podniesie koszt życia Rosjan tylko z tego powodu o 1,3–5,6%.

A dalej będzie podwyżka cen benzyny: w 2024 roku produkcja benzyny w kraju spadła o 6,4%, a oleju napędowego – o 7,4%. W niektórych zakładach przeciągnął się planowy remont, inne stanęły z powodu nieplanowanych awarii. Oliwy do ognia inflacji dolewa sam rząd Rosji: od 1 stycznia 2025 roku podniesiono akcyzy na produkty naftowe. Opłaty za benzynę AI-95 wzrosły o 9,2% – do 17 088 rubli za tonę, a za olej napędowy – o 11,8%, do 12 120 rubli za tonę. Teraz w każdym litrze benzyny zaszyta jest akcyza w wysokości 12,5 rubla.
W rezultacie benzyna AI-92 na stacjach średnio w kraju podrożała do 56,15 rubla za litr, AI-95 – do 60,33 rubla, a olej napędowy – do 70,36 rubla za litr. A dalej będzie jeszcze drożej, co nieuchronnie wywoła wzrost kosztów transportu i w konsekwencji cen detalicznych żywności. I tak jest ze wszystkim. Powiedzmy, Koleje Rosyjskie (RŻD) w 2025 roku już dwukrotnie podnosiły ceny. Najpierw od 1 grudnia 2024 roku podniesiono opłaty za przejazd we wszystkich wagonach, następnie od 1 stycznia 2025 roku wzrosły koszty usług dodatkowych, na przykład pościeli. Ale to okazało się za mało. Od 1 marca 2025 roku ceny biletów, nawet w pociągach podmiejskich, podniesiono jeszcze raz.
Taką listę można by ciągnąć i ciągnąć, ale sens jest jasny – nawet ci, którzy jeszcze będą mieli jakiś wzrost pensji, wkrótce zrozumieją, że pieniędzy zaczęli dostawać trochę więcej, ale życie podrożało w szybszym tempie.
Dalszy ciąg analizy i prognozy ekonomisty Igora Lipsica
— W takim razie, co będzie z rublem i jak zachować oszczędności w obecnych warunkach? Nawiasem mówiąc, po raz pierwszy od dłuższego czasu w tym roku sposobem na pomnażanie oszczędności stały się lokaty bankowe. Czy taka sytuacja utrzyma się na długo?
— Sytuacja jest niezwykle interesująca. Ten sam Bank Centralny oświadczył, że nie rozumie, co dzieje się z kursem. Ale ja wyjaśnię, co się dzieje: Bank Centralny wraz z Ministerstwem Finansów rozpoczęli pewną grę. Jeśli pamiętacie, po grudniu zeszłego roku kurs osiągnął 103 ruble za dolara. I widocznie powiedziano Bankowi Centralnemu, że to wysoki kurs dolara, że to politycznie niepoprawne. Wtedy postanowili zagrać w grę „wzmocnijmy rubla i dzięki temu osłabmy inflację”. Logika jest prosta: gdy wzmacniasz rubla, tanieją towary importowane. A towary importowane stanowią od 25% do 40% w koszyku konsumpcyjnym Rosjanina. W związku z tym była nadzieja, że jeśli rubel umocni się w stosunku do dolara, to dzięki temu przestanie szybko rosnąć koszt towarów importowanych. I wtedy inflacja ogólnie pójdzie w dół. Czyli uda się zdusić inflację nie poprzez stopę kluczową, a poprzez potanienie towarów importowanych. I Bank Centralny z rządem zaczęli do tego dążyć.
Alfa-Bank uważa, że „około 1 p.p. spowolnienia rocznej inflacji w tym roku jest prawdopodobnie związane z umocnieniem rubla w okresie styczeń-kwiecień”. W związku z tym analitycy banku piszą: „Teraz nie należy wykluczać nowej rundy umocnienia: nie zdziwi nas, jeśli kurs zejdzie do poziomów 70-75 rubli za dolara, wzmacniając presję dezinflacyjną, ale jednocześnie prowokując pogorszenie nastrojów w biznesie”.
Widocznie w celu umocnienia rubla bankom (a tam 67% aktywów jest kontrolowane przez państwo) wydano nieoficjalne polecenie aktywnej sprzedaży waluty. I to się stało. Zobaczcie, udział waluty w bilansach rosyjskich banków mocno spadł.
Przez ostatnie półtora roku rosyjskie banki aktywnie zmniejszały udział waluty w swoich aktywach. Jeśli pod koniec 2023 roku otwarta pozycja walutowa (OPW) sektora bankowego wynosiła 6,1 mld USD, to w IV kwartale 2024 roku zmniejszyła się ponad trzykrotnie – do 1,9 mld USD. Pod koniec pierwszego kwartału 2025 roku OPW skurczyła się do 1,1 mld. Czyli fundamentalną bazą umocnienia kursu rubla jest dewaluatyzacja. Przy tym rosyjski sektor bankowy w wyniku pierwszego kwartału, z powodu umocnienia kursu waluty narodowej o 21,5%, poniósł straty w wysokości 240 mld rubli.
Ten proces rozpoczął się niemal natychmiast po rozpoczęciu wojny rosyjsko-ukraińskiej: banki zaczęły wycofywać się z rynku walutowego już w 2022 roku, firmy – w latach 2023-2024, a ludność „wycofała się” w 2025 roku. W rezultacie można zauważyć stały trend dewaluatyzacji oszczędności obywateli. Od grudnia 2022 roku czysty skumulowany przepływ pieniężny do wszystkich instrumentów walutowych był równy zeru, a w ostatnim roku czysty odpływ (sprzedaż instrumentów walutowych lub przeniesienie środków z waluty na ruble) wyniósł 5,6 mld dolarów. Tak więc, jeśli w 2021 roku Rosjanie kierowali do instrumentów walutowych do 44% całego strumienia oszczędności (!), to teraz odpływ wynosi do 4% sumy oszczędności, czyli ludzie więcej sprzedają, niż kupują waluty. W rezultacie popyt na walutę w Rosji integralnie znajduje się na historycznie bardzo niskim poziomie.
Ale zwróćcie uwagę, że to umocnienie rubla stworzyło dwa gigantyczne problemy dla Rosji. Po pierwsze, gwałtownie spadły dochody budżetu, które są bezpośrednio zależne od kursów walut, po których przelicza się na ruble przychody, a w konsekwencji zysk eksporterów. I gdy rubel się umacnia, dochody budżetu spadają. A po drugie, powstała sytuacja, w której w tarapaty wpadli sami eksporterzy. Ich przychody walutowe z powodu wysokiego kursu rubla zamieniają się w bardzo małą ilość rubli. I teraz trudno im pokrywać swoje rublowe koszty prowadzenia biznesu w Rosji. Dlatego eksporterzy na cały głos krzyczą: potrzebny jest wyższy kurs! Potanin wymienił 100 rubli za dolara, Gref powiedział „ponad 100”, Deripaska domaga się, żeby kurs wynosił nawet 115-120 rubli za dolara.
Ale teraz cofnąć się, czyli zdewaluować rubla, jest bardzo ciężko. Bo żeby zdewaluować rubla, trzeba, żeby ktoś chciał kupować walutę po wyższym kursie. Ale krąg potencjalnych nabywców, jak już widzieliśmy, mocno się zawęził i popytu na walutę specjalnie nikt nie ma. Nawet import nie pomaga – obecnie już około połowy rozliczeń za niego odbywa się w rublach, czyli bez waluty wymienialnej jako pośrednika. A i sam import do Rosji spada: uwzględniając inflację dolara, import obecnie pozostaje w tyle za wskaźnikami z 2019 roku o około dwa miliardy dolarów miesięcznie, czyli o 20-25 miliardów dolarów rocznie (około 10%).
Dlatego powrót do korzystnego dla budżetu wysokiego kursu dolara na razie w żaden sposób się nie udaje. Marzenia są, chęci Ministerstwa Finansów są, eksporterzy żądają, a zdewaluować rubla się nie udaje. A i Bank Centralny Rosji jest przeciw i dlatego faktycznie gra przeciwko rządowi Rosji. Jak to wszystko dalej się rozwinie, na razie nie wiadomo. Ogólnie rzecz biorąc, dla budżetu Rosji powstał problem – „mocny rubel”, z którego na razie nie widać wyjścia.
— Pana prognoza do końca 2025 roku?
— Uważam, że do końca roku zobaczymy przyspieszenie inflacji z powodu czynników, o których już mówiliśmy. Następnie rozpocznie się przyspieszenie wzrostu bezrobocia, w tym w klasycznych rosyjskich formach: bezpłatnych urlopach i skróconym tygodniu pracy. A to będzie oznaczać, że gospodarka i bardzo wielu ludzi będzie żyło biedniej i gorzej. Kurs rubla będzie na niskim poziomie, stąd powstaną ogromne problemy budżetowe.
W rezultacie będzie rósł deficyt budżetu. Pierwszy wiceprezes VTB Dmitrij Pjanow uważa, że jeśli kurs utrzyma się na obecnym poziomie do końca roku, Ministerstwo Finansów może nie otrzymać około 1 biliona rubli, a deficyt budżetu wzrośnie do 5 bilionów rubli zamiast planowanych 3,8 biliona (przy kursie 94,3 rubla za dolara). Pjanow zauważył, że obecny kurs jest uważany za nadmiernie mocny.
Aby pokryć ten deficyt, Ministerstwo Finansów będzie próbowało pożyczyć jak najwięcej pieniędzy. Każdego miesiąca to 500 mld rubli. Policzcie, że za resztę 2025 roku wychodzi gdzieś około trzech bilionów rubli, które zamierzają jeszcze pożyczyć. A to, nawiasem mówiąc, jest wysysanie z gospodarki zasobów inwestycyjnych i wzrost długu publicznego, a co za tym idzie, i kosztów jego obsługi. Tymczasem te koszty jeszcze w 2024 roku wzrosły do trzech bilionów rubli, co stanowi 6,5% ogólnych dochodów budżetu i jest już wyższe niż wszystkie roczne wydatki Rosji na ochronę zdrowia czy edukację.
A to oznacza, że najprawdopodobniej jesienią zobaczymy ponowną sekwestrację (cięcie) budżetu na ten rok. I tu jest najciekawsza intryga – na ile uda się zmniejszyć wydatki wojskowe. Putin to ogłosił, ale to bardzo problematyczny temat. Jeśli nie uda się ich zmniejszyć, to od przyszłego roku rozpocznie się niezwykle ciężka sytuacja kryzysowa w gospodarce. I to mówię nie ja, a mówi to Gref, który oświadczył, że 2026 rok będzie bardzo trudny dla Rosji. Ale i przed nim ci rosyjscy ekonomiści, którzy nie są zaangażowani, nie przekupieni propagandą, mówili, że 2025 rok będzie przełomowy: albo zostanie zatrzymany wyścig zbrojeń, albo Rosja od 2026 roku wejdzie w niekontrolowany proces niszczenia gospodarki…
Igor Lipsic & Jewgienij Sienszyn • 7 lipca, 17:54
Post jest niedostępny w Polsce. Oryginał jest dostępny tutaj: https://republic.ru/posts/116043
Komentarze